Przejdź do zawartości

Dyskusja:Ludwig Beck

Treść strony nie jest dostępna w innych językach.
Z Wikipedii, wolnej encyklopedii

{POV}

[edytuj kod]

Katastrofalna nieneutralność licznych (niemal we wszystkich akapitach) sformułowań w tekście, np.:

Był nie tylko głową, z której wychodziły wszystkie dyrektywy i polecenia, ale najwyższą akademią i instytutem wychowawczym, przez który powinni w zasadzie przejść wszyscy wyżsi dowódcy. Nawet więcej, jakby zamkniętym i zaklętym kręgiem, prawie stowarzyszeniem lub zakonem

A był to bez wątpienia ogromnie niebezpieczny przeciwnik. Niedawno bez mrużenia oka kazał zamordować

był nie byle jakim graczem, najbardziej przebiegłym i pomysłowym lisem jakiego wydała epoka i ponadto żywą legendą

Chamberlain zaproponował misję dobrej woli i rozmowy, zakończone haniebnym traktatem w Monachium

Wtedy po raz pierwszy Becka przeszedł dreszcz. Poczuł, że patrzy w oczy szaleńca

Jednym słowem, filmy Spielberga to nie tylko zabawna komedia. Natomiast, w jaki sposób dyktator mógł jednocześnie wierzyć w moc arki przymierza i mordować Żydów, albo wierzyć w największą, bajeczną relikwię chrześcijańską i otaczać pogardą oraz dążyć do wyeliminowania idei i religii chrześcijańskiej, pozostanie na zawsze zagadką chorego umysłu.
Ludwig Beck czuł ten zimny dreszcz, przeczucie śmierci jeszcze wiele razy. Ale był człowiekiem mężnym i miał poczucie obowiązku. Zdawał sobie sprawę, że jego kraj, jego Ojczyzna jest we władzy umysłowo chorego potwora, a on sam i niewielu ludzi zna tą pilnie strzeżoną tajemnicą. Jedyną siłą, jaka mogła go usunąć, była armia, a jedynym człowiekiem, który miał w armii dostateczny autorytet i świadomość sytuacji był on sam.

Wprost nieprawdopodobne, Hitler zachowywał się w samym środku Europy jak pijany opryszek, który wtargnął do pełnej pasażerów poczekalni kolejowej i zaczął ich po kolei rabować, a nawet ci więksi i silniejsi od niego odsuwali się tylko na bok i robili mu miejsce. Jeden bandyta terroryzował cały świat, jakby w ogóle nie zostało na nim żadnego prawdziwego mężczyzny. W każdym razie, aż do czasu Churchilla, no i tych naiwnych, łatwowiernych Polaków.

Nie miał szczęścia i zginął w dzień po zamachu, jak bohater. Gdyby istnieli strażnicy Świętego Graala, byliby dumni.

Ponadto równie katastrofalna interpunkcja i ortografia (przymiotniki takie, jak "polski" i "niemiecki" pisane wielką literą, także inne błędy).
Julo (dyskusja) 23:07, 16 sty 2007 (CET)[odpowiedz]

Do dopracowania

[edytuj kod]

Do dopracowania, wycięte z hasła. Roo72 Dyskusja 04:32, 17 sty 2007 (CET)[odpowiedz]

Wychował się w konserwatywnej rodzinie o wojskowych tradycjach. W 1899 wstąpił do Pruskiej armii. W stopniu porucznika, w 1908-1911 skierowany do Akademii Wojskowej w Berlinie i w 1913 powołany został do sztabu generalnego w stopniu kapitana. Podczas I wojny światowej służył na froncie zachodnim. W kwietniu 1918 mianowany na majora sztabu generalnego, w listopadzie przedstawiony do awansu na podpułkownika, nominacja nie zatwierdzona z powodu kapitulacji.

Ludwig Beck odbył staż w starej szkole z czasów, kiedy sztab generalny nabierał coraz większego znaczenia i stopniowo stał się najważniejszą instytucją, prawdziwą mekką Armii Niemieckiej. Był nie tylko głową, z której wychodziły wszystkie dyrektywy i polecenia, ale najwyższą akademią i instytutem wychowawczym, przez który powinni w zasadzie przejść wszyscy wyżsi dowódcy. Nawet więcej, jakby zamkniętym i zaklętym kręgiem, prawie stowarzyszeniem lub zakonem (chociaż nigdy nie istniały żadne formalne ani tajne formy organizacyjne, oprócz silnej tradycji). Staż w sztabie generalnym miał elicie korpusu oficerskiego nie tylko pozwolić nabrać najwyższych kwalifikacji zawodowych, ale i określonych cech charakteru, lub wykazać się cechami koniecznymi dla wyższych dowódców. Sztab generalny był centralnym i wyłącznym ośrodkiem dyspozycyjnym wojska, w dużym stopniu niezależnym czy tez równorzędnym w stosunku do naczelnego dowódcy, którego polecenia miał wykonywać (a który z reguły też przeszedł przez sztab generalny). Sztab był jedynym organem, który przekazywać mógł te rozkazy, a nawet formalnie szef sztabu ponosił za nie odpowiedzialność na równi z dowódcą.

Tak pozostało nawet, kiedy sztab generalny formalnie został rozwiązany po przegranej I wojnie światowej, a faktycznie funkcjonował nadal pod nazwą Truppenamtu. Także w pierwszym okresie władzy hitlerowskiej, choć istotne uprawnienia sztabu generalnego przenoszono stopniowo do Oberkomando des Heeres (OKH). Po kapitulacji i rozwiązaniu sztabu generalnego Beck wstąpił do Reichswehry w stopniu kapitana. Zarówno Reichswehra, która liczyła tylko sto tysięcy ludzi, jak i Truppenamt (urząd ministerstwa Reichswehry), będący faktycznie tajną kontynuację sztabu generalnego nie mogły pomieścić wszystkich oficerów, z reguły więc przyjmowały chętnych o dwa stopnie niżej. Powodowało to, że poszukiwacze kariery opuszczali szeregi, w większości pozostali ludzie ideowi.

Niemiecki sztab generalny nie miał dobrej opinii u reszty świata, od czasu pierwszej wojny światowej. Faktycznie jednak, ulegał korzystnej ewolucji. Jak wiele ginących instytucji stawał się w schyłkowym okresie zbiorem ludzi o coraz wyższym poziomie intelektualnym i moralnym. To też Hitler, który w żadnym wypadku nie godził się na żaden podział władzy, zdecydował złamać kręgosłup sztabu generalnego i w ogóle całej nieformalnej hierarchii i tradycji wojskowej.

W Truppenamcie Beck awansował, pełniąc kolejno różne funkcje, między innymi jako szef sztabu IV okręgu wojskowego Drezno, 1929 do stopnia pułkownika, jako dowódca 5 pułku artylerii w Fuldzie 1931, Generałmajora (odpowiednik polskiego brygadiera). Jako dowódca I Dywizji Kawalerii w Frankfurcie nad Odrą (rozbudowywany rejon umocniony przy granicy polskiej), mianowany w 1932 Generallejtnantem. Beck zdobył uznanie opracowanym w roku 19311913. Podręcznikiem taktyki, "Die Truppenführung", przyjętym przez Reichswehrę. 1 października 1933 został szefem Truppenamtu, a po wprowadzeniu powszechnej służby wojskowej i przywróceniu Wehrmachtu i sztabu generalnego w 1935, automatycznie szefem sztabu generalnego. W związku z tym mianowany Generałem Artylerii (odpowiednik polskiego generała broni). Był to najwybitniejszy strateg, jakiego posiadały wówczas Niemcy, chociaż raczej teoretyk o analitycznym umyśle, ścisły, bystry i ogarniający błyskawicznie szerokie horyzonty. Natomiast może o nieco mniejszej ilości wewnętrznej energii i bardziej skłonny do refleksji, niż do natychmiastowego, szybkiego działania (lecz nie pozbawiony zdolności do podejmowania decyzji, jak np. gen Gamelin).

Epigon sztabu generalnego, Ludwig Beck, (bo instytucja o starej nazwie w czasie dalszych rządów Hitlera nie była już dawnym sztabem generalnym), był człowiekiem wybitnym - prawym, światłym i szlachetnym. Nie jest to tendencyjna opinia Polaka, bo Beck nie był przyjacielem Polski i Polaków. Przeciwnie odnosił się do nich z nieuzasadnioną wrogością i to może jedyny jego minus. Był konserwatystą, uważał, że ziemie raz zagarnięte podczas rozbiorów Polski powinny nadal pozostać przy Niemczech, pod warunkiem zapewnienia pełnych praw ludności. Odzyskanie ich przez Polskę uważał za szczególnie złośliwą formę upokorzenia i zemsty ze strony zwycięskiej Francji. Był też nadal zwolennikiem monarchii, choć w zmodyfikowanej formie i nie uwielbiał bynajmniej ostatniego cesarza. Ale nadal uważał Bismarcka za wielkiego człowieka, a swego poprzednika Moltkego starszego za absolutny wzór do naśladowania, choć raczej nieosiągalny.

Z drugiej strony, uważał jedynie wojnę obronną za usprawiedliwioną i wierzył, że jedynym zadaniem wojska powinna być obrona własnego kraju i narodu. W pierwszej chwili powitał przywrócenie sztabu i armii jako „pierwszy promień światła”, ale wkrótce Hitlera uznał po prostu za ucieleśnienie zła. Bardzo szybko rozpoznał jego dążenia, zorientował się, jakie wynikną konsekwencje, że oto nastał człowiek, który zniszczy wszystko, czego tylko zdoła dosięgnąć.

Beck przewidywał, a raczej widział to wszystko naprzód, ale już wielokrotnie doświadczył, że ludzie którzy mają większą zdolność przewidywania, "Besserwisserzy", nie są akceptowani przez otoczenie, a ich słowa trafiają do głuchych uszu. Nie mógł oczekiwać, że nawet najbliżsi znajomi i przyjaciele tylko na jego słowo zechcą przeciwstawić się Hitlerowi.

A był to bez wątpienia ogromnie niebezpieczny przeciwnik. Niedawno bez mrużenia oka kazał zamordować von Schleicher'a i von Bredowa, a przecież Kurt von Schleicher był nie byle jakim graczem, najbardziej przebiegłym i pomysłowym lisem jakiego wydała epoka i ponadto żywą legendą Reichswehry, która czciła jego imię. Wkrótce potem usunął z celowo sfabrykowanym przez wywiad SS hańbiącym piętnem Blomberga i barona von Fritscha. (Ten ostatni doczekał się rehabilitacji, oskarżenie okazało się całkowicie fałszywą prowokacją, ale naczelny dowódca OKH został przywrócony tylko do funkcji dowódcy pułku, i to artylerii fortecznej, czyli daleko i w zapomnieniu).

Jako szef sztabu generalnego, próbował odwieść Hitlera od próby opanowania Czechosłowacji, w pierwszym etapie oderwanie Sudetów. Zdając sobie sprawę, że Wehrmacht nie ma żadnych szans w walce na dwa fronty, przedstawił w tej sprawie memorandum i starał się o zbiorowe złożenie dymisji przez dowódców. Zrobił to tylko sam. Jednocześnie po raz pierwszy podjął przygotowania do usunięcia Hitlera poczynił podczas kryzysu czechosłowackiego. Przewidując energiczną reakcję mocarstw zachodnich, a co najmniej zagrożenie wojną ze strony Francji i Anglii (automatycznie także i Polski), wojną, której cała ludność się obawiała, Beck zaplanował uwięzienie Hitlera przez armię. Potem miał zostać wydany komunikat o złym stanie zdrowia wodza, który został by umieszczony w szpitalu psychiatrycznym. Plan prosty i niewątpliwie racjonalny, można powiedzieć, idealny. Przy udziale w spisku gen. Franza Haldera (następcy Becka), gen. Witzleben (dowodzącego berlińskim okręgiem wojskowym), gen. Brockendorfa, gen. Stupfnagela, Hrabiego von Helldorfa, szefa policji berlińskiej i Hansa Giseviusa, Ostera, Olbrichta i poparciu admirała Canarisa, nie mógłby się nie udać. Właściwie, decyzja już zapadła i miała zostać wprowadzona w życie, dzień zwłoki na żądanie Franza Haldera spowodował, że w ostatniej chwili Chamberlain zaproponował misję dobrej woli i rozmowy, zakończone haniebnym traktatem w Monachium. To nie był tylko błąd naiwnego, zdziecinniałego starca, który dał się oszukać, jak to później oceniano. Fakt, że Chamberlain o wiele bardziej obawiał się konkurencji USA i osobiście nie cierpiał Roosevelta, a Ribbentrop zręcznie wykorzystał tą fobię, podziwiając Brytyjskie Imperium i składał deklaracje o Europejskiej jedności. Francja wprawdzie miała wtedy dużą przewagę nad Niemcami, ale zdecydowanie nie chciała się bić, znaczna część poborowych nie tylko z powodu doświadczeń I wojny światowej, ale pod wpływem propagandy Stalina.

Beck wyszedł stosunkowo szczęśliwie, tylko przeniesienie do rezerwy bez żadnych represji; generałowie mieli nadzieje, że Hitler stopniowo się cywilizuje. Ale on odgadł, że zawdzięczał to tylko legendzie o Świętym Graalu. Niesamowite, Hitler rzeczywiście wierzył w tą średniowieczną bajkę i obawiał się zlikwidować człowieka, którego ród od wieków rzekomo strzegł cudownego przedmiotu. Rodzina Becków, pochodząca z Saksonii, dzieliła się na dwie gałęzie, Polską i Niemiecką i miała ciekawą tradycje. Rzekomo od wieków pod jej pieczą miał pozostawać Święty Puchar, tzw. Graal. (Tzn. jednej osoby, która nie mogła umrzeć, póki nie przekazała tajemnicy wybranemu następcy.)

Hitler nie chciał narażać się cudownej mocy, a poza tym wciąż żywił nadzieję, że zdoła zyskać zaufanie i w końcu rodzina Becków doprowadzi go do celu. Kiedyś nawet w rozmowie zaznaczył, że rozumie i szanuje milczenie gen. Becka, ale gdyby kiedyś w przyszłości, ktoś zawierzył mu i oddał w jego ręce podobnie wielką moc, to byłoby to wielkie błogosławieństwo dla Niemiec i całego świata, a on umiałby się odwdzięczyć.

Wtedy po raz pierwszy Becka przeszedł dreszcz. Poczuł, że patrzy w oczy szaleńca nie tylko w przenośni, ale rzeczywiście osobę cierpiącą na chorobę umysłową, która zapewne się rozwija. Jednocześnie przeniknęło go przeczucie, że ma przed sobą człowieka, który będzie, jeżeli nie tańczył, to jednak deptał po jego grobie. Hitler rzeczywiście w tajemnicy nakazał prowadzić na wielką skalę poszukiwania legendarnych cudownych przedmiotów, takich jak arka przymierza i puchar zwany Świętym Graalem oraz innych, nie koniecznie chrześcijańskich czy żydowskich, każda głośna legenda była równie dobra. Przeznaczał na ten cel ogromne środki, chociaż nie aż takie, żeby umniejszać zbrojenia, niestety. Udało mu się zdobyć włócznię św. Maurycego i łączył to z sukcesem w sprawie Austrii. Choć miał pewne wątpliwości, co do autentyczności obiektu, nie wierząc, żeby Cesarz Niemiecki mógł podarować Królowi Polskiemu, prawdziwy przedmiot. Twierdził, że wprawdzie traktuje sprawy sceptycznie zakładając, że prawdopodobieństwo sukcesu jest niewielkie, jednak warto zaryzykować. Gdyby choć raz się powiodło.... "Przekonania, w które wierzyło tak wielu ludzi i które rozpowszechniły się i trwały wieki, zapewne musiały mieć jakieś podstawy. Może podania dotarły do niego przekręcone i zmienione, ale coś mogło - musiało - w nich być."

Jednym słowem, filmy Spielberga to nie tylko zabawna komedia. Natomiast, w jaki sposób dyktator mógł jednocześnie wierzyć w moc arki przymierza i mordować Żydów, albo wierzyć w największą, bajeczną relikwię chrześcijańską i otaczać pogardą oraz dążyć do wyeliminowania idei i religii chrześcijańskiej, pozostanie na zawsze zagadką chorego umysłu.

Ludwig Beck czuł ten zimny dreszcz, przeczucie śmierci jeszcze wiele razy. Ale był człowiekiem mężnym i miał poczucie obowiązku. Zdawał sobie sprawę, że jego kraj, jego Ojczyzna jest we władzy umysłowo chorego potwora, a on sam i niewielu ludzi zna tą pilnie strzeżoną tajemnicą. Jedyną siłą, jaka mogła go usunąć, była armia, a jedynym człowiekiem, który miał w armii dostateczny autorytet i świadomość sytuacji był on sam.

Dlatego na niego spadał obowiązek działania i sumienie nie pozwalało mu uciec ani szukać wymówek. Bał się tego nieprzewidywalnego degenerata, ale opanował własny strach. Nie chodziło tylko o dręczące go przeczucia, bo te starał się odrzucić jako nieracjonalne, nie zwracać na nie żadnej uwagi. Kierując się przeczuciami, zniżyłby się sam do poziomu Hitlera. Ale lęk był w pełni uzasadniony, zdecydował się na coś, z czego miał minimalne szanse wyjść żywy. Przebywanie w klatce tygrysa lub terrarium grzechotnika groziłoby bez porównania mniejszym niebezpieczeństwem. Godził się z własną śmiercią, byle tylko nie zginąć daremnie, byle ocalić w porę Niemcy i resztę ludzkości przed najgorszym. Jednocześnie jednak nie chciał sam zabijać, dokonać krwawego zamach stanu i to było w tej sytuacji może szlachetne, ale nieracjonalne. Każde odebranie życia jest ostatecznym, największym złem, jednak zarówno człowiek, jak i całe społeczeństwo ma prawo do obrony, czasem nie da się uniknąć zabójstwa broniąc życia własnego lub innych. Czasem jedna śmierć może zapobiec śmierci, uratować życie wielu niewinnych ofiar.

Ludwig Beck dawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, a jednak postanowił wypełnić swój obowiązek. Niestety, na razie był bezsilny, on sam widział wyraźnie czarną przyszłość, ale inni jeszcze ciągle nie. Hitler znajdował się wciąż na fali powodzenia i miał wielu zagorzałych stronników, więcej, był bardzo popularny i większość Niemców go uwielbiała.

Czasem zarzuca się Beckowi, że był kunktatorem, ale to po prostu niepoważne. Nie mógł postępować inaczej. Gdyby spróbował obalić Hitlera podczas jego passy powodzenia, znaczna część elity przywódców wojskowych, nawet tych uznająca autorytet Becka, prawdopodobnie odmówiłaby mu poparcia. Nic by nie osiągnął, tylko zniszczył w ten sposób ostatni ośrodek opozycji, pomijając siebie. Mógł mieć szansę na powodzenie, na skuteczny zamach stanu tylko przy pierwszym niepowodzeniu dyktatora. Nieudana próba umocniłoby jeszcze bardziej władzę Hitlera i pogrzebało ostatnią nadzieję.

Po raz drugi, różniący się tylko w niewielkich szczegółach plan został przygotowany już po wybuchu wojny i miał zostać urzeczywistniony natychmiast po rozpoczęciu ofensywy francuskiej we wrześniu 1939 r. Miał zostać przeprowadzony możliwie szybko, tak żeby przewidywana klęska armii jeszcze nie nastąpiła i Niemcy zachowały jeszcze pozycje przetargową w czasie rokowań pokojowych. Również tym razem nie zakładał zabicia Hitlera, ale już nie precyzował dokładnie, jak postąpić, gdyby zaistniała możliwość uwolnienia go.

Beck nie mógł przewidzieć nieprawdopodobnej kapitulacji i bezprzykładnego złamania sojuszy w Monachium, ani też zdradzenia sojusznika polskiego w krytycznej fazie wojny. Oba te fakty były całkowicie irracjonalne, nie mieściły się w granicach zdrowego rozsądku.

Wprost nieprawdopodobne, Hitler zachowywał się w samym środku Europy jak pijany opryszek, który wtargnął do pełnej pasażerów poczekalni kolejowej i zaczął ich po kolei rabować, a nawet ci więksi i silniejsi od niego odsuwali się tylko na bok i robili mu miejsce. Jeden bandyta terroryzował cały świat, jakby w ogóle nie zostało na nim żadnego prawdziwego mężczyzny. W każdym razie, aż do czasu Churchilla, no i tych naiwnych, łatwowiernych Polaków.

Niestety, tak dobra okazja pozbycia się Hitlera nie powtórzyła się. Jeszcze tylko Baron Kurt von Hammerstein–Equord, były szef i poprzednik Becka, a obecnie dowódca grupy armii A chciał zwabić Hitlera na inspekcję linii Zygfryda w budowie, twierdząc że zorganizuje tragiczny wypadek. Ale Hitler mu nie ufał i umocnienia obejrzał dopiero po przeniesieniu von Hammerstaina na Śląsk i następnie zdymisjonowaniu i rychłej jego chorobie i śmierci. Mówiono, że udział w podaniu carcinogenów miał Heydrich.

Stopniowo w armii do znaczenia dochodziła nowa kadra jego zaufanych ludzi i powołanych przez niego dowódców. Podobnie, oficerowie i żołnierze, młodszych roczników wychowani byli w kulcie Hitlera i przez nazistowskie organizacje. Wreszcie, utworzona zostało nowe, niezależne wojsko, fanatycznie oddane wodzowi, Waffen SS. Wpływy i możliwości Becka kurczyły się ciągle, a poza tym wiedział doskonale, że poddany jest stałej, szczegółowej obserwacji, zarówno przez Gestapo jak i SS. Zarówno jego mieszkanie, w którym żył samotnie, jak i cała ulica w Berlinie znajdowały się pod nadzorem agentów wszelkich tajnych służb. Mimo wszystko nie rezygnował, przetrwał lata niesłychanego napięcia, znalazł i utrzymał sposób, żeby uchronić kontakty z centralą operacyjną spisku na Bendlerstrasse, (obecnie Stauffenbergstrasse na cześć Clausa von Stauffenberga, który w tym czasie stał się ostrzem miecza spisku) i w końcu podjął próbę ocalenia kraju. Dowodzi to nie tylko niezwykłego charakteru, ale genialnych uzdolnień lub wprost czarnej magii. Nie miał szczęścia i zginął w dzień po zamachu, jak bohater. Gdyby istnieli strażnicy Świętego Graala, byliby dumni.

Hitler kazał nakręcić film i oglądał kilkakrotnie egzekucję spiskowców. Obecnie, Beck stał się symbolem honoru Niemiec w tamtym czarnym okresie.

Znaczące uwagi

[edytuj kod]

W związku z dyskusją, zakończoną głosowaniem w dniu 23 stycznia 2007 o godz. 23.15, o przywróceniu poprzedniej wersji, pragnę zwrócić uwagę na błędy rzeczowe.

Ludwig Beck nie urodził się w Wiesbaden, ale w Biebrich, później Biebrich am Rein. Dopiero w 1926 roku zdecydowano o przyłączeniu Biebrich do Wiesbaden, a w 1928 zakończono legalnie sprawę, a więc Beck miał już wtedy 46, względnie 48 lat. Zarówno dom rodzinny, jak i huta ojca ("Reinhuette"), znajdowały się przy brzegu Renu. Data śmierci dyskusyjna, może przed a może po północy, dostrzelono go już umierającego, chyba niepotrzebnie; ale ostatecznie trzeba zdecydować się na jakąś datę a nie podawać zmiennie. Beck rozpoczął służbę w Sztabie Generalnym nie w 1931, ale w 1913 roku i od tego czasu stale i wyłącznie tam należał, z tym, że po II Wojnie Światowej Sztab Generalny funkcjonował pod zakamuflowaną nazwą Truppenamtu.

To nie tylko błąd, ale fałszowanie pojęć, ponieważ Pruski, a później Niemiecki Sztab Generalny był specyficzną instytucją i od czasu Napoleona i Scharnhorsta zyskał wyjątkowe uprawniania, rozszerzone jeszcze bardziej po 1864 roku. Ale najważniejsze, że esej zawiera za mało informacji. Właściwie tylko narodziny i śmierć, a i to błędnie, a pomiędzy albo fałszywe, albo nieistotne. Na przykład, przy całym szacunku, Carl Goerdeler i Ulrich von Hassel przecież stanowili dekorację polityczną w gabinecie cieni, w spisku czynny udział brali członkowie armii i kilka idealistek zdolnych do samopoświęcenia. Nie wymieniono ani jednego nazwiska. Na przykład pamiętam jeszcze w gazetach zdjęcia Witzlebena przed tzw. sądem ludowym, w wywróconym na lewą stronę mundurze marszałkowskim, oplutego i wytarzanego w śmieciach; później relacje z procesu Norymberskiego, o średniowiecznych metodach egzekucji itp.

Tekst przypomina krótką notatkę ucznia, który nie uważał na lekcjach i zaskoczyła go niespodziewana kartkówka. Ponieważ stara wersja robi tak kompromitujące wrażenie, poprawiłem ją, nie zmieniając tytułu i zdjęcia, (choć podzielam zdanie wyrażane na ten temat). Po prostu uważałem temat za żenujący i wydaje mi się, że lepiej załatwić to w możliwie cichy sposób, a nie publicznie rozgrzebywać; mniej wstydu. W poprawkach zamieściłem tylko niezbędne informacje, obok faktów również ich logiczne powiązanie i wyjaśnienia. Przydałyby się uzupełnienia.

Ponieważ śledziłem sprawę na żywo i bardzo się nią interesowałem, może nie umiem wyzbyć się emocji, język stał się zbyt obrazowy. Ja wycofuję się tylko z jednego: przepraszam, że nazwałem Becka bohaterem i wyraziłem opinię o jego roli i miejscu, dokąd odszedł. Jednak, ta uwaga to w części zwykłe stwierdzeniem faktu. Co do doboru słów, to kwestia otwarta. Przytoczone fragmenty mnie osobiście wydają się nietrafne, ale odwrotnie: za słabe, za blade; nie ma się przy czym upierać. To zaledwie wskazanie wątków, (w skrócie myślowym), które można rozbudować i uzupełnić, dodając konkretne fakty. Nawet nie moje wyrażenia, raczej to, co utkwiło mi w głowie z ówczesnej prasy lub radia. Na marginesie, zarówno BBC, jak i radio Berlińskie bez przerwy bębniło na ten temat. Również i gazety niemieckie, gadzinówki i polska prasa podziemna, w każdym razie do powstania, bo potem zainteresowania się przeniosły. W wielu bibliotekach zachował się resztki prasy niemieckiej. Obecnie elementarne wiadomości najłatwiej wyszukać w dokumentach IMT (procesu norymberskiego), choć raczej rozproszone, bo wszystkie zainteresowane strony starały się wyciszać sprawę. Rozumiem, że piękna idea Wikipedii stanowi niejako pospolite ruszenie entuzjastów-amatorów w celu tworzenia na bieżąco zapisu sumy wiedzy i nauki. Dlatego dodałem te informacje. Ponadto proponuję zmianę zasad, dla dobra sprawy. Mianowicie w wypadku dyskusyjnego procesu usunięcia stron, w gronie powinien brać udział, co najmniej jeden dyskutant, dysponujący podstawową wiedzą o danym temacie.

Wyłącznie dla wygody czytających, Proszę porównać obecną wersję z tą z dnia 18:29, 28 gru 2006. Proponowany przeze mnie, może i ma usterki formalne, ale dużo rzetelnych informacji. Czy wybrać gładkie słówka, cacy-cacy z błędami, bez konkretów i faktów?

Problem jest ważny, bo dotyczy nie jednej sprawy, ale wyboru dalszej drogi. Czy to ma być Wolna Encyklopedia, czy coś w rodzaju Nowych Aten? Oczywiste, że taki ogromny projekt wymaga samokontroli, ale czy to oznacza cenzurę, wycinanie wszystkiego, czego nie rozumiemy, samozadowolenie i kółka wzajemnej adoracji? Czy zamieni się w propagandę obskurantyzmu? To bardziej niebezpieczne, niż utrata samokontroli, bo wchodzimy na równię pochyłą, im niższy poziom, tym łatwiej dostępny, jak zwykle z propagandą. In medio stat virtus.

Mniej ważna sprawa, ale dla mnie prywatnie, przykra, to jak szybko zanika pamięć związana z II Wojną światową. Pokolenie, które ją widziało, wymarło albo szybko wymiera. Nowe okazuje taką ignorancję, jakby pochodziło z innej planety. Jeżeli nawet mają dostęp do autentycznych źródeł informacji, to nie chcą nic wiedzieć i nie wiedzą. Najwyżej korzystają z danych, wielokrotnie przeżutych i wypaczonych, ale przyjętych przez powszechny konsensus, a często przesąd.

Andrzej_Anonimus 10:43, 31 sty 2007 (CET)[odpowiedz]

  • Wikipedia nie jest pisana "ku pokrzepieniu serc" - czyichkolwiek: pruskich (przez małe "p"!), niemieckich (przez małe "n"!!) czy polskich (także od małej!!!). Encyklopedie dokumentują fakty, a nie emocje. Encyklopedie opisują wydarzenia, a nie relacjonują indywidualnych opinii. Z racji braku orientacji w temacie nie jestem w stanie usunąć fatalnych błędów formalnych poprzedniej wersji. Dlatego uważam, że zdecydowanie lepszy jest kilkuzdaniowy opis "nieprzygotowanego ucznia", niż rozdęty, ale fałszujący rzeczywistość (każdy nacechowany emocjami tekst jest fałszywy) i fatalnie po polsku napisany elaborat.
    Praktyka Wikipedii dowodzi, że każdy skrytykowany autor, z braku merytorycznych argumentów sięga po argument "cenzury". Szanowny Andrzeju: jeśli życzysz sobie nazywać "cenzurą" sprzeciw wobec kiepskich tekstów, to niech Ci będzie: tu wkroczyła cenzura.
    Zamiast sprzeciwiać się Twoim krytykom i grać larum na umykającą ludzką pamięć - po prostu popraw to, co Ci wytknięto. A "dla dobra sprawy" najlepiej będzie, jeśli ten biogram będzie do zaakceptowania.
    I jeszcze jeden ważny aspekt definicji Wikipedii: Wolna Encyklopedia to nie taka, w której każdy ma wolność pisania po swojemu. Wolna Encyklopedia to taka, której zawartość można wykorzystać wszędzie i bezpłatnie. Wolność polega przede wszystkim na swobodnym dostępie do jej zawartości każdego człowieka na całym świecie, natomiast wolność edycji, choć bardzo ważna, jest jednak drugą co do ważności jej cechą.
    Julo (dyskusja) 13:12, 31 sty 2007 (CET)[odpowiedz]

Odpowiedź

[edytuj kod]

Dziękuję za szybką odpowiedź. Rzeczywiście, masz pewną przewagę, skończyłeś szkoły niedawno, a od moich czasów pisownia zmieniała się pięć razy, a poważnie trzy. Ale jeżeli sądzisz, że piszesz bardziej poprawnie, to chyba lekka przesada. Pozwól sobie wyjaśnić, serca były i są polskie przez małe p, ale na przykład Polska Akademia Nauk przez duże P. Podobnie Pruski, a nawet Królewski lub Niemiecki Sztab Generalny. Ale może być też niemiecki sztab generalny, gdy mamy na myśli nie konkretną instytucje, ale pojęcie ogólne albo potoczne. Niemiecki sztab generalny zaś, gdy chodzi o pojęcie potoczne, ale zaczynamy zdanie. Krótko mówiąc, piszesz o rzekomych błędach, ale sprawa nie jest taka prosta i tych błędów konkretnie nie potrafisz wykazać. Można użyć litery dużej lub małej, będzie mała różnica znaczeń, ale nie upieram się, jeżeli to Cię usatysfakcjonuje, to zmień nawet znaczenie albo popełnij drobne potknięcie, to nie będzie jeszcze błąd.

Inny przykład, trochę dalej napisałem o mekce Armii. To jest pojęcie puste, czegoś takiego nie ma, ale można napisać mekka albo nawet i rzym, jeśli nie mówimy o konkretnym miejscu. Choć szczerze mówiąc, to było niezamierzone i jednak Mekka będzie wyglądać lepiej. Ale to nie błąd, tylko małe potknięcie, literówka. Teraz przejdźmy do prawdziwych błędów tych merytorycznych. Beck jednak urodził się w Biebrich a nie Wiesbaden i co więcej, to nie była ani Nadrenia, ani Hesja. Taki kraj za życia Becka nie istniał. Chodzi o Prusy Królewskie, Prowincję (można też napisać prowincję) Hessen-Nassau, utworzoną na drodze podboju w roku 1866 Księstwa Nassau (i innych ziem), w którym leżały i Biebrich i Wiesbaden. Czy mnie rozumiesz i czy się zgadzasz? Przecież w obecnej postaci, ośmieszamy się Teraz wyjaśnijmy sprawę Niemieckiego Sztabu Generalnego. Beck został do niego przyjęty nie w roku 1931 w stopniu generała, ale w roku 1913 w stopniu kapitana.

To więcej niż błąd merytoryczny, to właśnie fałszowanie historii. Nie wiem, co masz przeciw moim sformułowaniom, usiłowałem wyjaśnić wagę tego przekłamania. Sztab Generalny (najpierw Pruski a potem Niemiecki) stanowił specyficzną instytucję, która od czasów Napoleona i Gneisenaua uzyskała specjalne uprawnienia. Rozszerzono je następnie, gdy w czasie wojny z Danią w roku 1964. Dowództwo Armii popełniło błędy, które sprawiły, że kampania wielokrotnie się przeciągnęła i zakończyła tylko częściowym zwycięstwem nad znacznie słabszym przeciwnikiem. Od tej pory, aby zapobiec niekompetencji uprzywilejowanych i utytułowanych dowódców, każdy miał przy sobie szefa sztabu o uprawnieniach, jakie pozwalały mu na współdecydowanie. Musieli współpracować, albo pozostawali w stanie patowym i nie mogli wydać decyzji, unikalna zasada, nieznana w żadnej innej armii. Niemiecki Sztab Generalny to nie tylko instytucja, ale więcej. Skoro poprzednie określenia Ci się nie podobają to powiedzmy, jakby cech albo związek zawodowy uprzywilejowanych fachowców, praktycznie nadrzędny w stosunku do Armii. Otóż Beck, po dziesięcioletniej służbie, zostali najpierw przyjęty do Akademii i po pierwszym roku, gdy uznano, że się nadaje, otrzymał pierwszy awans. Następnie po jej ukończeniu, ponowny awans i w roku 1913 został przyjęty do Sztabu Generalnego w randze kapitana.

Podczas I Wojny Światowej, sztab nie tylko kierował szefów sztabu do dowództwa, ale także delegował swych oficerów łącznikowych do wszystkich dywizji i do mniejszych, samodzielnych jednostek, oddziałów wydzielonych, jeżeli pełniły ważne zadania. Ci oficerowie podlegali nadal sztabowi generalnemu, a Beck „terminował” na froncie zachodnim, jakiś czas w armii „Clownprinca”, (ciekawostka: przy tak niskim stopniu, trudno mówić o znajomości, ale wyrobił sobie zdanie lepsze, niż o Cesarzu). Po wojnie, nadal pozostał w sztabie generalnym, względnie Truppenamcie, pełniącym te same funkcje na tych samych zasadach. Zmiana nazwy była kamuflażem z powodu złej opinię światowej i warunków Traktatu Wersalskiego.

Mam nadzieję, że widzisz różnicę i te objaśnienia Cię przekonały. Jednak trudno zmieścić je w eseju, po rozbudowaniu byłby zbyt duży, gdyż każdy z cytatów to skrót, też do podobnej rozbudowy. Tylko z ostatniego rezygnuję, bo tylko w części jest stwierdzeniem faktu, jak to już pisałem.

W sprawie ostatniej uwagi, to wartość i Wikipedii i każdej encyklopedii polega na informacjach, żeby w ogóle były i co najważniejsze, zgodne z prawdą. W tym wypadku wyraźnie widać, że albo są niewystarczające, albo z błędami, albo wprost fałszywe. To ja właśnie bronię obiektywnej prawdy, a wolność korzystania z fałszywych danych nie jest zaletą, chyba, że ma się prawo wyboru. Nie sprzeciwiam się krytykom, ale czy one nie wyglądają, jak odwracanie kota ogonem? Słuchaj, czy nie moglibyśmy się porozumieć? Możesz skorzystać z moich danych i sam wstawić poprawki, nie zależy mi na względach formalnych, a tylko na prawdzie. Andrzej_Anonimus 19:54, 1 lut 2007 (CET)[odpowiedz]